Jarosław Kaczyński nie przyszedł na uroczystość zaprzysiężenia Bronisława Komorowskiego na Prezydenta RP. Władze klubu PiS otwarcie stwierdzają, że Prezes zrobił to w ramach protestu. Prezydent Lech Kaczyński był bowiem wielokrotnie obrażany przez środowisko obecnego Prezydenta, a także samego Komorowskiego.
Pomysł na protest uznaję za słuszny. Teraz jednak pytanie, czy taki protest mieści się w pojęciu "męża stanu", ale pojawia się także i pytanie dla mnie ważniejsze: gdzie tu jest miejsce na przebaczenie, które jest istotą chrześcijaństwa, w tym również katolicyzmu?
Ja zdaję sobie sprawę, że przebaczenie doznanych krzywd nie jest niczym łatwym, ale gdy do niego dojdzie, dla innych katolików staje się prawdziwym i pokrzepiającym świadectwem wiary. Jarosław Kaczyński jest zadeklarowanym katolikiem. Mówił o tym w kampanii wyborczej m.in., gdy motywował ewentualne wetowanie np. ustawy o dofinansowaniu in vitro. Z punktu Katolickiej Nauki Społecznej miał rację.
Kościół katolicki, w ogóle całe chrześcijaństwo opiera się na przebaczeniu, a nie czekaniu na przeprosiny. To nieustanne "czekanie" jest moim zdaniem jedną z przyczyn obecnej atmosfery w polityce. A przecież tylu posłów z PiS i PO jest katolikami, chrześcijanami...
Krzyż (także ten pod Pałacem) to także symbol przebaczenia - nawet najcięższych przewinień. Nie mnie oceniać ciężar gatunkowy obraz rzucanych na Prezydenta Kaczyńskiego. Wiem jedno - katolik wybaczyłby.
Jarosławie Kaczyński - nie bądź nie tyle "fałszywym katolikiem", ale nie bądź człowiekiem małym i przebacz, gdy poczułeś się skrzywdzony! Nic nie stracisz, a zyskasz w oczach ludzi, w oczach katolików, a może i w słupkach poparcia.